Mieszkanie zlokalizowane na dużym blokowisku, na które czekało się latami, w czasach PRL było szczytem marzeń Polaków. Czasy się jednak zmieniły i dziś betonowa dżungla już nie przyciąga tylu chętnych – zobaczyliśmy, że można mieszkać inaczej. Jak na przestrzeni lat zmieniały się nasze oczekiwania względem własnego M? Sprawdzamy!
Osiedla marzeń
Deweloperzy wiedzą, że przyciągnięcie klienta – zwłaszcza tego z zasobnym portfelem – wymaga coraz lepszej oferty. Windy, monitoring, widne patio, podziemny parking, ogrodzenie osiedla – to wszystko jest już właściwie standardem i na pewno nie zwróci uwagi kupującego. Firmy prześcigają się więc w tworzeniu ofert mieszkań dopasowanych do potrzeb klienta. Coraz większym uznaniem cieszą się kameralne osiedla z niską zabudową, dostępem do terenów zielonych, zaprojektowanymi atrakcyjnymi miejscami rekreacyjnymi dla dorosłych i placami zabaw dla dzieci. Nowe mieszkania w Pruszkowie spełniają te oczekiwania.
Powstają także osiedla z prywatnym dostępem do jeziora, z własną przystanią dla łodzi, a jeden z deweloperów w Warszawie oferuje nawet prywatne piwniczki na wino! Zwłaszcza w dużych miastach oferta luksusowych mieszkań staje się naprawdę szeroka, problem jednak w tym, że niewielu stać na mieszkania, których koszt przekracza 20 000 zł/mkw. Nadal to cena jest dla Polaków głównym kryterium wyboru nieruchomości.
W domach z betonu
Betonowe dżungle to przede wszystkim peerelowski relikt, większość mieszkań na tego typu osiedlach stanowią oferty z rynku wtórnego. Mimo często niezbyt atrakcyjnego wyglądu, bloki z wielkiej płyty mają swoje niezaprzeczalne zalety: w nowym budownictwie trudno o tak dobre lokalizacje, jak w przypadku osiedli sprzed kilku dekad – rozbudowana infrastruktura, mniej gęsta sieć zabudowy czy bliskość komunikacji miejskiej to zwykle standard w przypadku takich blokowisk. Często możemy też liczyć na niższą cenę takiego mieszkania, krócej będziemy też na nie czekać. W przypadku nowych nieruchomości zazwyczaj kupujemy je jeszcze na etapie budowy, jeśli zaś chodzi o rynek wtórny, po mniejszym bądź większym remoncie lokal będzie gotowy do zamieszkania.
Czy betonowe dżungle to tylko domena rynku wtórnego? Nie do końca. W dużych miastach, tam gdzie cena działek jest najwyższa, deweloperzy starają się maksymalizować zyski przez budowanie dużych betonowych osiedli. Ich cena jest z pewnością atrakcyjniejsza niż innych ofert, jednak w wielu przypadkach zabudowa jest tak wysoka i gęsta, jak tylko pozwalają na to przepisy, co sprawia, że często są to mieszkania, do których dociera minimum światła słonecznego. Złą sławę zyskał m.in. „warszawski Hongkong” – osiedle na Bliskiej Woli, gdzie na 8 hektarach terenu powstanie blisko 1500 mieszkań.
Patodeweloperka?
Polski rynek mieszkaniowy nadal pozostaje nienasycony – popyt jest większy niż aktualna podaż. W związku z tym deweloperzy wciąż mogą dyktować warunki i ustalać ceny. Wiele się w tym zakresie zmienia, szczególnie w ostatnich latach piętnowane są oferty mieszkań, które zostały zaprojektowane tak, aby zmaksymalizować zysk kosztem wygody i komfortu przyszłego lokatora. Takie działania uzyskały miano „patodeweloperki” i zaczęły być szeroko komentowane w Internecie. Zła renoma niektórych inwestycji już sprawiła firmom niemałe kłopoty z ich sprzedażą. Mieszkania w nieustawnym trójkącie, długie i wąskie korytarze zajmujące znaczną część powierzchni czy okna z widokiem na ścianę – miejmy nadzieję, że takie oferty będą powoli odchodziły do lamusa.